poniedziałek, 28 listopada 2011

Końcowy zryw

Północny jesienny zachód

Człowiek nie zmienia się od razu, nagle jakby piorun strzelił. Zmiana wymaga czasu. Wymaga też, wiadomo, bodźca, katalizatora, nagłego zdarzenia, które uświadamia mu potrzebę zmiany. I o jest jedyna nagłość. Zmiana nastawienia. Wtedy można konsekwentnie dążyć do wprowadzenia zmian w praktykę. W codziennych drobnych sprawach zauważać usterki i działać inaczej. Brzmi jak strasznie mozolna praca, ale jeśli tylko jasno widzimy sens i cel... Nic przyjemniejszego. W końcu przecież zmierzamy ku lepszemu.
Należy wymagać od siebie, nawet gdyby inni od nas nie wymagali. Dopiero potem można wymagać od innych.

Bardzo dobrze, że życie cały czas daje w twarz, raz po raz, to z lewej, to z prawej; w momentach, gdy myślisz, że jest zajebiście. Bardzo dobrze. Małe osiągnięcia nie są po to, by usiąść z dupą i cieszyć się z namiastki sukcesu i dziwować ojejj jak jest fajnie. One są po to, by piąć się wyżej. Żeby dobre było lepsze. Żeby średnie było dobre.

Poczułam dziś dość dotkliwie, że zawiodłam w kilku kwestiach. Świadomość ta przyszła z rana, jeszcze przed słońcem (słońce wstaje o 9:40). Strasznie to było gówniane uczucie, ale... grunt to szybko wyciągać wnioski. I nie milczeć do cholery, nie milczeć! Wytrzymać ten kwaśny smak świadomości, że dało się dupy, połknąć i popić słodkim! "Proste słowa z gardła nie chcą wyjść najbardziej." Zwłaszcza ja mam z nimi problemy. Wiem doskonale, co było nie tak, i strasznie mi głupio. I snuję się potem jak nie powiem co, i zbieram w sobie, żeby powiedzieć, to, co chcę. Bo chcę, tylko, nikt mnie tego nigdy nie uczył. I gardło nie jest przyzwyczajone do mówienia niektórych słów na głos. Uczyłam się więc sama i jestem teraz dumna. Szło opornie, ale trafiłam w końcu do właściwych drzwi i powiedziałam 'tak, zawiodłam, przepraszam, ale zaraz wszystko naprawię!'. I ulga. Takie to proste. Takie to trudne.

Wypijmy za błędy. Wkrótce. Ale najpierw je naprawmy.